1
-
Nie mówisz chyba na poważnie prawda? … - Ruszyłam za Pią w
kierunku klasy. Z trudem próbowałam nadążyć za jej długimi
krokami. Ewidentnie nie chciała mi więcej o tym mówić… –
Chcesz mi powiedzieć, że po tym wszystkim Greta nie może z nami
iść?!
Zerknęła
tylko na mnie przez ramię po czym nieznacznie pokiwała głową. Nie
no świetnie. Cały miesiąc czekałam na ten nocny maraton. Miesiąc
starania się, planowania, rozmyślania… I to wszystko ma pójść
na marne? Tak to nie może się skończyć. Może uda nam się jakoś
przekonać jej rodziców, by jednak zgodzili się na to wyjście.
Kiedy weszłam do klasy przeszukałam wzrokiem kolejne osoby by po
chwili zobaczyć dziewczynę w jednym z odległych kątów klasy. Jej
szara bluza i czarne dżinsy, dziwnie kontrastowały z rażącą
żółtą czapką oraz tego samego koloru butami za kostkę.
Uporczywie wpatrywała się w monitor swojego telefonu. Dzięki swoim
słuchawkom w kształcie kotów, nie musiała wsłuchiwać się w
resztę klasy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Widok taki sam jak
zawsze. Szybko przysiadłam się do niej i prosto z mostu rozpoczęłam
temat.
-
I jak tam twoje życie? - Mój szeroki uśmiech przygasł
momentalnie, gdy dziewczyna spojrzała na mnie. - Greta?
Jej
niebieskie, zawsze pełne optymizmu oczy, teraz zaszklone przez łzy,
sprawiły, że cały mój dotychczasowy dobry humor, gdzieś się
ulotnił.
-
PANNO POLO!- Podskoczyłam na dźwięk mojego imienia. Wystraszona na
chwilę zapomniałam o swojej koleżance a zobaczywszy wściekłą
minę pana "Mrocznego” tym bardziej zapomniałam jak się
wypowiadać. Starszy pan, ze stalowym wzrokiem, pozwalający mu na
szybką ocenę sytuacji, a mianowicie czy posiadasz zadanie albo czy
jesteś przygotowana do sprawdzianu. Zawsze stylowo ubrany…
najbardziej upodobał sobie beżowy sweter wraz ze spodniami od
garnituru. Trochę mi przypominał mojego dziadka… Z jedną małą
różnicą.
Mój
dziadek przynajmniej mnie lubił.
Starałam
się by mój głos nie brzmiał zbyt niegrzecznie.
-
Czy się coś się stało Panie Profesorze?
-
Byłbym niezmiernie wdzięczny za twoją dzisiejszą uwagę… I
gdybyś choć raz skupiła swoją uwagę na tablicy.
-
Przecież na tablicę to ja przynajmniej patrzę… - odparłam.
Podniósł brew a ja zaczęłam się modlić by to przeżyć. - To
znaczy na Profesora to ja zawsze… Otwieram uszy?…
Co
ja wygaduję?! Chyba tym go załamałam, ponieważ zostawił tą
odpowiedź nawet bez żadnego komentarza. Odszedł, ale czułam od
niego aurę, TYM RAZEM CI PODARUJĘ. O nie. Przyłożyłam czoło do
zimnego blatu. Zduszałam właśnie łzy kiedy usłyszałam obok
siebie cichy chichot. Zaskoczona zerknęłam w lewo i zobaczyłam
rozbawioną Gretę. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Przynajmniej
mogłam ją pocieszyć. Odwzajemniłam uśmiech. Wzięłam głęboki
wdech. Dzisiaj skupię się stuprocentowo na lekcji. Jestem tego
pewna! Wzięłam długopis i otworzyłam zeszyt. Pan zaczął coś
tłumaczyć co jakiś czas podchodząc do tablicy. Próbowałam za
nim nadążyć, jednak szybko straciłam zainteresowanie. I już
myślałam, że uda mi się przetrwać lekcję bez wpadek. Jednak pod
sam koniec, kiedy sama z siebie się już wyłączyłam, nie mogąc
już wytrzymać, patrzyłam uparcie w kąt sali, gdzie stał kosz.
Myślałam czy udałoby mi się do niego trafić...
-
Pola… Pola… POLA! - Krzyk Pana „Mrocznego” przywrócił mnie
na ziemie. Spojrzałam na niego. Poprawił sobie okulary, a jego
wzrok nie był ani trochę przychylny. - Na co się tak patrzysz?
Migiem do tablicy.
Serce
mi zamarło. Wzrok całej klasy skierował się na mnie. Niektórzy
byli na tyle mili i życzyli mi powodzenia, a reszta zduszała
śmiech… Tylko nie to. Przegryzłam wargę.
-
Jest Pan pewny? - piorunów z jego oczu pozazdrościłby nawet i sam
Zeus. Zrozumiałam iluzję bardzo dobrze… W mojej głowie zapaliła
się natychmiastowo czerwona lampka. GRAJ NA ZWŁOKĘ. Powoli
wstałam. Skierowałam się ku tablicy. Przy każdym kroku czułam
jakby ktoś stał za mną i przybijał mi gwoździe w uda. Zerknęłam
szybko na zegarek. Dziesięć minut?! Powinnam jakoś to przetrwać.
Otworzyłam książkę na dzisiejszym temacie. Kiedy nareszcie
znalazłam się przed tablicą wiedziałam, że nie ma już dla mnie
ratunku….
-
Czekasz na oklaski? Zrób już to zadanie…
-
Zrozumiałam… A jakie dokładnie?
Westchnął
zirytowany. Zacisnął palce na swoim podręczniku tak mocno, że aż
mu zbielały knykcie.
-
Za jakie grzechy… - zaczął cicho, po czym mówił dalej coraz
bardziej podnosząc głos. - Za jakie grzechy, popełnione w całym
moim długim życiu… Powiedz mi… Dlaczego akurat Ja... muszę
uczyć akurat kogoś takiego jak ty!
Staram
się nie pokazać jak te słowa mnie zabolały.
-
Hmn… Wie Pan… to się nazywa… paskudne zrządzenie losu?
Delikatnie
mu podsunęłam, co tylko spowodowało jego jeszcze większą złość.
Powinnam się nauczyć wreszcie gryźć w ten głupi język. Zaczęłam
szukać kredy, kiedy nagle rozległ się dzwonek. Jak to? Przecież
miałam jeszcze… Zegarek na ścianie pokazywał, że nastała już
upragniona przerwa. Wszyscy zaczęli się zbierać.
-
A idźcie w cholerę wszyscy… - Pan wstał wziął swoje rzeczy a
kiedy wychodził rzucił do mnie jeszcze. - A ty to nawet i nie
wracaj…
Oburzona
podniosłam podróbek… Po raz kolejny zadałam sobie pytanie…
Dlaczego ja jeszcze chodzę na te lekcje? Po co ja się jeszcze
przejmuję tym nauczycielem?
-
A i Pola… - tylko jego głowa pojawiła się za drzwi. Wskazał na
mnie palcem. - Za tydzień z tego Cię wypytam…
Już
chciałam mu coś odpowiedzieć opryskliwego, kiedy mi przerwał.
-
Naucz się choć raz dobrze?
Nuta
przejęcia w jego tonie, sprawiła, że cała moja wojownicza postawa
wyparowała. Delikatnie pokiwałam głową.
-
Oczywiście.
Jestem
zbyt miła.
***
Wiecie
co jest gorsze od budzącego cię budzika? Budzące cię … Małe
stado ptaszków… Ptaszków, które po nocy dostają zastrzyc
energii i nie dość, że skaczą, to do tego śpiewają… Budzik
możesz znienawidzisz i nienawidzić będziesz. A tych małych
rozkoszy… Po prostu nie da się. Wciąż niewyspana, sennym
wzrokiem sięgnęłam po komórkę. Gdy na ekranie zobaczyłam siódmą
trzydzieści, jęknęłam. Co to ma być!? Przewróciłam się na
drugi bok, ale to nic nie dało. Zniesmaczona zaistniałą sytuacją
usiadłam na łóżku. Sięgnęłam po komórkę i przeglądałam
YouTube. Po znalezieniu odpowiedniej piosenki, wstałam i skierowałam
się do łazienki.
-
Hej misiaczki… - mruknęłam do moich małych pupilków. Jedna z
nich, moja ulubienica, jako jedyna, przywitała mnie ślicznym
śpiewem… Przypominającym mi trochę atakującego jastrzębia, ale
to tylko szczegół. Spojrzałam czy łazienka na piętrze jest
wolna, ale zobaczywszy psa przy drzwiach, nie musiałam nawet
sprawdzać czy ktoś tam jest. Zeszłam schodami na dół witając
się przy okazji z mamą. Zamknęłam za sobą drzwi. Wzięłam
poranną kąpiel po czym stanęłam przed lustrem.
-
I na co Ci było oglądanie do trzeciej w nocy?
Rzuciłam
sobie srogie spojrzenie. Moje zielonkawo-złote oczy, wraz z ciemnymi
workami pod nimi, błagały o odrobinę więcej snu. Dałabym go im…
jednak… Jak raz się przebudzisz, to powrotu niestety już nie ma.
Westchnęłam i przeczesałam swoje niebieskie, które podchodziły
pod kolor zielonkawy, włosy. Wyszłam z łazienki nie dołując się
jeszcze bardziej. Podeszłam do wielkiej wyspy w kuchni. Instynkt
macierzyński, zawsze nie zawodny momentalnie włącza się u mojej
mamy. Nie odrywając spojrzenia od krojenia mięsa wskazuje głową
na worek na blacie. Podchodzę do niego.
-
O byłaś w piekarni?
Szczęśliwa
wyciągnęłam pyszny nadziewany rogalik. Jego smak, najlepszy w tej
części wsi jest nie do opisania. Zaparzyłam sobie przy okazji
również wodę po czym oparłszy się o stół, zwróciłam do
mamy. Jest wysoką, szczupłą kobietą o surowym wyrazie twarzy.
Tylko powoli robiące się, ku niezadowoleniu właścicielki,
zmarszczki przy oczach wskazywały na jej miły charakter oraz chęć
do zabaw. Gdy woda w czajniku się zagotowała zalałam sobie
herbatę.
-
Skarbie, czy coś się stało?
I
znowu nic nie mówiąc, mama czuję, co mi chodzi po głowie.
Dosypuję sobie już drugą łyżkę cukru.
-
Kojarzysz Grete? Koleżanka z klasy…
-
Ta z krótkimi włosami, która była ostatnio u nas?
-
Bingo! Dokładnie ona… Pamiętasz, że miałyśmy razem,
jeszcze z Pią iść do kina, prawda?
-
Oczywiście… Jakoś nie pozwalasz mi o tym zapomnieć…
-
Rodzice nie chcą jej puścić…
Na
twarzy mamy pojawia się coraz to większe zdumienie.
-
Jak to nie pozwalają? Co ona takiego zrobiła?! Przecież to nic
takiego…
-
Co nie?
Cieszę
się, że przynajmniej mama tak uważała…
-
Chociaż w sumie może się to wydawać niebezpieczne… wrócicie
późno… nie licząc już tego, że po prostu mogła się nie
uczyć!
-
Mamo… Przecież wiesz, że ja zadaję się z mądrzejszymi ode
mnie…
Jej
zbulwersowanie nagle przeniosła się na mnie.
-
Czyżbyś uważała się na głupią?!
-
Nie, nie, nie… - podniosłam ręce i przecząc jak szalona,
próbowałam ugasić ogień wściekłości, który przed chwilą nie
umyślnie rozpaliłam. - Po prostu… Lepiej się uczą…
-
Bo ty się nawet nie starasz! - odstawiła nóż i wrzuciła kawałki
mięsa na patelnie. Chociaż były to zwykłe czynności kuchenne,
serce zaczęło mi bić szybciej, jak na lekcji matematyki u pani
„kreski”.
-
Mamo… - przewróciłam oczami. - Nie chcę kolejny raz przechodzić
tego tematu…
-
No jasne! - stanęła przodem do mnie. - A kiedy będziesz chciała
o tym rozmawiać?!
-
W bardzo dalekiej przyszłości…. - mruknęłam. I
znowu pożałowałam, że nie ugryzłam się w język.
-
Spójrz na siebie… Dziewczyny w twoim wieku to się starają o swój
wygląd… a ty?
-
Mamo... dziewczyny w moim wieku to już dzieci mają…
Odburknęłam
na co posłała mi spojrzenie „Przecież wiesz, że nie o tym
mówię” Westchnęłam.
-
No, ale przynajmniej powinnaś się zacząć starać o siebie… Zrób
coś z tą fryzurą… i ubiorem…
Nawet
nie wie, jak bardzo starałam się coś z tym zrobić. Nawet
specjalnie dla niej zaczęłam zwracać uwagę na mój wygląd
zewnętrzny. Chodziłam wyprostowana, przyglądałam się w każdej
możliwej witrynie… Zabolało bardziej niż się spodziewałam, że
będzie.
-
A co… Dla chłopaka mam się starać?
Zażartowałam
by odwrócić uwagę od łez zbierających się w kącikach oczu.
Uspokój się.
-
A gdzie tam! Skarbie… Przecież to dla Ciebie samej…
Oczywiście…
Zawsze jest tylko dla mnie. Spojrzałam w jej oczy. Wiem doskonale,
że się o mnie martwiła… W końcu… martwiła się za dwoje,
ale…. Nie w ten sposób. Uśmiechnęłam się.
-
Dobra, dobra… Poddaję się… Czyli mówiłaś coś o gulaszu
dzisiaj?
Po
jej minie wywnioskowałam, że dyskusja się jeszcze nie zakończyła,
ale specjalnie dla mnie zrobi wyjątek. Wróciła do szykowania
obiadu. Podeszłam do piekarnika by wyciągnąć ciasto. Nałożyłam
sobie dwa kawałki. Postawiłam przy herbacie. Zanim jeszcze wyszłam
podeszłam do mamy i pocałowałam ją w policzek.
-
Kocham Cię…
-
Oczywiście, że tak… - mruknęła przedrzeźniając oschle, ale
wychodząc zauważyłam ciepły uśmiech w kącikach jej ust.