poniedziałek, 9 października 2017

COŚ TAM PRÓBA

1

- Nie mówisz chyba na poważnie prawda? … - Ruszyłam za Pią w kierunku klasy. Z trudem próbowałam nadążyć za jej długimi krokami. Ewidentnie nie chciała mi więcej o tym mówić… – Chcesz mi powiedzieć, że po tym wszystkim Greta nie może z nami iść?!
Zerknęła tylko na mnie przez ramię po czym nieznacznie pokiwała głową. Nie no świetnie. Cały miesiąc czekałam na ten nocny maraton. Miesiąc starania się, planowania, rozmyślania… I to wszystko ma pójść na marne? Tak to nie może się skończyć. Może uda nam się jakoś przekonać jej rodziców, by jednak zgodzili się na to wyjście. Kiedy weszłam do klasy przeszukałam wzrokiem kolejne osoby by po chwili zobaczyć dziewczynę w jednym z odległych kątów klasy. Jej szara bluza i czarne dżinsy, dziwnie kontrastowały z rażącą żółtą czapką oraz tego samego koloru butami za kostkę. Uporczywie wpatrywała się w monitor swojego telefonu. Dzięki swoim słuchawkom w kształcie kotów, nie musiała wsłuchiwać się w resztę klasy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Widok taki sam jak zawsze. Szybko przysiadłam się do niej i prosto z mostu rozpoczęłam temat.
- I jak tam twoje życie? - Mój szeroki uśmiech przygasł momentalnie, gdy dziewczyna spojrzała na mnie. - Greta?
Jej niebieskie, zawsze pełne optymizmu oczy, teraz zaszklone przez łzy, sprawiły, że cały mój dotychczasowy dobry humor, gdzieś się ulotnił.
- PANNO POLO!- Podskoczyłam na dźwięk mojego imienia. Wystraszona na chwilę zapomniałam o swojej koleżance a zobaczywszy wściekłą minę pana "Mrocznego” tym bardziej zapomniałam jak się wypowiadać. Starszy pan, ze stalowym wzrokiem, pozwalający mu na szybką ocenę sytuacji, a mianowicie czy posiadasz zadanie albo czy jesteś przygotowana do sprawdzianu. Zawsze stylowo ubrany… najbardziej upodobał sobie beżowy sweter wraz ze spodniami od garnituru. Trochę mi przypominał mojego dziadka… Z jedną małą różnicą.
Mój dziadek przynajmniej mnie lubił.
Starałam się by mój głos nie brzmiał zbyt niegrzecznie.
- Czy się coś się stało Panie Profesorze?
- Byłbym niezmiernie wdzięczny za twoją dzisiejszą uwagę… I gdybyś choć raz skupiła swoją uwagę na tablicy.
- Przecież na tablicę to ja przynajmniej patrzę… - odparłam. Podniósł brew a ja zaczęłam się modlić by to przeżyć. - To znaczy na Profesora to ja zawsze… Otwieram uszy?…
Co ja wygaduję?! Chyba tym go załamałam, ponieważ zostawił tą odpowiedź nawet bez żadnego komentarza. Odszedł, ale czułam od niego aurę, TYM RAZEM CI PODARUJĘ. O nie. Przyłożyłam czoło do zimnego blatu. Zduszałam właśnie łzy kiedy usłyszałam obok siebie cichy chichot. Zaskoczona zerknęłam w lewo i zobaczyłam rozbawioną Gretę. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Przynajmniej mogłam ją pocieszyć. Odwzajemniłam uśmiech. Wzięłam głęboki wdech. Dzisiaj skupię się stuprocentowo na lekcji. Jestem tego pewna! Wzięłam długopis i otworzyłam zeszyt. Pan zaczął coś tłumaczyć co jakiś czas podchodząc do tablicy. Próbowałam za nim nadążyć, jednak szybko straciłam zainteresowanie. I już myślałam, że uda mi się przetrwać lekcję bez wpadek. Jednak pod sam koniec, kiedy sama z siebie się już wyłączyłam, nie mogąc już wytrzymać, patrzyłam uparcie w kąt sali, gdzie stał kosz. Myślałam czy udałoby mi się do niego trafić...
- Pola… Pola… POLA! - Krzyk Pana „Mrocznego” przywrócił mnie na ziemie. Spojrzałam na niego. Poprawił sobie okulary, a jego wzrok nie był ani trochę przychylny. - Na co się tak patrzysz? Migiem do tablicy.
Serce mi zamarło. Wzrok całej klasy skierował się na mnie. Niektórzy byli na tyle mili i życzyli mi powodzenia, a reszta zduszała śmiech… Tylko nie to. Przegryzłam wargę.
- Jest Pan pewny? - piorunów z jego oczu pozazdrościłby nawet i sam Zeus. Zrozumiałam iluzję bardzo dobrze… W mojej głowie zapaliła się natychmiastowo czerwona lampka. GRAJ NA ZWŁOKĘ. Powoli wstałam. Skierowałam się ku tablicy. Przy każdym kroku czułam jakby ktoś stał za mną i przybijał mi gwoździe w uda. Zerknęłam szybko na zegarek. Dziesięć minut?! Powinnam jakoś to przetrwać. Otworzyłam książkę na dzisiejszym temacie. Kiedy nareszcie znalazłam się przed tablicą wiedziałam, że nie ma już dla mnie ratunku….
- Czekasz na oklaski? Zrób już to zadanie…
- Zrozumiałam… A jakie dokładnie?
Westchnął zirytowany. Zacisnął palce na swoim podręczniku tak mocno, że aż mu zbielały knykcie.
- Za jakie grzechy… - zaczął cicho, po czym mówił dalej coraz bardziej podnosząc głos. - Za jakie grzechy, popełnione w całym moim długim życiu… Powiedz mi… Dlaczego akurat Ja... muszę uczyć akurat kogoś takiego jak ty!
Staram się nie pokazać jak te słowa mnie zabolały.
- Hmn… Wie Pan… to się nazywa… paskudne zrządzenie losu?
Delikatnie mu podsunęłam, co tylko spowodowało jego jeszcze większą złość. Powinnam się nauczyć wreszcie gryźć w ten głupi język. Zaczęłam szukać kredy, kiedy nagle rozległ się dzwonek. Jak to? Przecież miałam jeszcze… Zegarek na ścianie pokazywał, że nastała już upragniona przerwa. Wszyscy zaczęli się zbierać.
- A idźcie w cholerę wszyscy… - Pan wstał wziął swoje rzeczy a kiedy wychodził rzucił do mnie jeszcze. - A ty to nawet i nie wracaj…
Oburzona podniosłam podróbek… Po raz kolejny zadałam sobie pytanie… Dlaczego ja jeszcze chodzę na te lekcje? Po co ja się jeszcze przejmuję tym nauczycielem?
- A i Pola… - tylko jego głowa pojawiła się za drzwi. Wskazał na mnie palcem. - Za tydzień z tego Cię wypytam…
Już chciałam mu coś odpowiedzieć opryskliwego, kiedy mi przerwał.
- Naucz się choć raz dobrze?
Nuta przejęcia w jego tonie, sprawiła, że cała moja wojownicza postawa wyparowała. Delikatnie pokiwałam głową.
- Oczywiście.
Jestem zbyt miła.
***
Wiecie co jest gorsze od budzącego cię budzika? Budzące cię … Małe stado ptaszków… Ptaszków, które po nocy dostają zastrzyc energii i nie dość, że skaczą, to do tego śpiewają… Budzik możesz znienawidzisz i nienawidzić będziesz. A tych małych rozkoszy… Po prostu nie da się. Wciąż niewyspana, sennym wzrokiem sięgnęłam po komórkę. Gdy na ekranie zobaczyłam siódmą trzydzieści, jęknęłam. Co to ma być!? Przewróciłam się na drugi bok, ale to nic nie dało. Zniesmaczona zaistniałą sytuacją usiadłam na łóżku. Sięgnęłam po komórkę i przeglądałam YouTube. Po znalezieniu odpowiedniej piosenki, wstałam i skierowałam się do łazienki.
- Hej misiaczki… - mruknęłam do moich małych pupilków. Jedna z nich, moja ulubienica, jako jedyna, przywitała mnie ślicznym śpiewem… Przypominającym mi trochę atakującego jastrzębia, ale to tylko szczegół. Spojrzałam czy łazienka na piętrze jest wolna, ale zobaczywszy psa przy drzwiach, nie musiałam nawet sprawdzać czy ktoś tam jest. Zeszłam schodami na dół witając się przy okazji z mamą. Zamknęłam za sobą drzwi. Wzięłam poranną kąpiel po czym stanęłam przed lustrem.
- I na co Ci było oglądanie do trzeciej w nocy?
Rzuciłam sobie srogie spojrzenie. Moje zielonkawo-złote oczy, wraz z ciemnymi workami pod nimi, błagały o odrobinę więcej snu. Dałabym go im… jednak… Jak raz się przebudzisz, to powrotu niestety już nie ma. Westchnęłam i przeczesałam swoje niebieskie, które podchodziły pod kolor zielonkawy, włosy. Wyszłam z łazienki nie dołując się jeszcze bardziej. Podeszłam do wielkiej wyspy w kuchni. Instynkt macierzyński, zawsze nie zawodny momentalnie włącza się u mojej mamy. Nie odrywając spojrzenia od krojenia mięsa wskazuje głową na worek na blacie. Podchodzę do niego.
- O byłaś w piekarni?
Szczęśliwa wyciągnęłam pyszny nadziewany rogalik. Jego smak, najlepszy w tej części wsi jest nie do opisania. Zaparzyłam sobie przy okazji również wodę po czym oparłszy się o stół, zwróciłam do mamy. Jest wysoką, szczupłą kobietą o surowym wyrazie twarzy. Tylko powoli robiące się, ku niezadowoleniu właścicielki, zmarszczki przy oczach wskazywały na jej miły charakter oraz chęć do zabaw. Gdy woda w czajniku się zagotowała zalałam sobie herbatę.
- Skarbie, czy coś się stało?
I znowu nic nie mówiąc, mama czuję, co mi chodzi po głowie. Dosypuję sobie już drugą łyżkę cukru.
- Kojarzysz Grete? Koleżanka z klasy…
- Ta z krótkimi włosami, która była ostatnio u nas?
- Bingo! Dokładnie ona… Pamiętasz, że miałyśmy razem, jeszcze z Pią iść do kina, prawda?
- Oczywiście… Jakoś nie pozwalasz mi o tym zapomnieć…
- Rodzice nie chcą jej puścić…
Na twarzy mamy pojawia się coraz to większe zdumienie.
- Jak to nie pozwalają? Co ona takiego zrobiła?! Przecież to nic takiego…
- Co nie?
Cieszę się, że przynajmniej mama tak uważała…
- Chociaż w sumie może się to wydawać niebezpieczne… wrócicie późno… nie licząc już tego, że po prostu mogła się nie uczyć!
- Mamo… Przecież wiesz, że ja zadaję się z mądrzejszymi ode mnie…
Jej zbulwersowanie nagle przeniosła się na mnie.
- Czyżbyś uważała się na głupią?!
- Nie, nie, nie… - podniosłam ręce i przecząc jak szalona, próbowałam ugasić ogień wściekłości, który przed chwilą nie umyślnie rozpaliłam. - Po prostu… Lepiej się uczą…
- Bo ty się nawet nie starasz! - odstawiła nóż i wrzuciła kawałki mięsa na patelnie. Chociaż były to zwykłe czynności kuchenne, serce zaczęło mi bić szybciej, jak na lekcji matematyki u pani „kreski”.
- Mamo… - przewróciłam oczami. - Nie chcę kolejny raz przechodzić tego tematu…
- No jasne! - stanęła przodem do mnie. - A kiedy będziesz chciała o tym rozmawiać?!
- W bardzo dalekiej przyszłości…. - mruknęłam. I znowu pożałowałam, że nie ugryzłam się w język.
- Spójrz na siebie… Dziewczyny w twoim wieku to się starają o swój wygląd… a ty?
- Mamo... dziewczyny w moim wieku to już dzieci mają…
Odburknęłam na co posłała mi spojrzenie „Przecież wiesz, że nie o tym mówię” Westchnęłam.
- No, ale przynajmniej powinnaś się zacząć starać o siebie… Zrób coś z tą fryzurą… i ubiorem…
Nawet nie wie, jak bardzo starałam się coś z tym zrobić. Nawet specjalnie dla niej zaczęłam zwracać uwagę na mój wygląd zewnętrzny. Chodziłam wyprostowana, przyglądałam się w każdej możliwej witrynie… Zabolało bardziej niż się spodziewałam, że będzie.
- A co… Dla chłopaka mam się starać?
Zażartowałam by odwrócić uwagę od łez zbierających się w kącikach oczu. Uspokój się.
- A gdzie tam! Skarbie… Przecież to dla Ciebie samej…
Oczywiście… Zawsze jest tylko dla mnie. Spojrzałam w jej oczy. Wiem doskonale, że się o mnie martwiła… W końcu… martwiła się za dwoje, ale…. Nie w ten sposób. Uśmiechnęłam się.
- Dobra, dobra… Poddaję się… Czyli mówiłaś coś o gulaszu dzisiaj?
Po jej minie wywnioskowałam, że dyskusja się jeszcze nie zakończyła, ale specjalnie dla mnie zrobi wyjątek. Wróciła do szykowania obiadu. Podeszłam do piekarnika by wyciągnąć ciasto. Nałożyłam sobie dwa kawałki. Postawiłam przy herbacie. Zanim jeszcze wyszłam podeszłam do mamy i pocałowałam ją w policzek.
- Kocham Cię…


- Oczywiście, że tak… - mruknęła przedrzeźniając oschle, ale wychodząc zauważyłam ciepły uśmiech w kącikach jej ust.